Dawno,
dawno temu w Gdańsku żył bardzo zdolny kamieniarz, który miał na imię Daniel.
Był on tak zdolny i biegły w swoim rzemiośle kamieniarskim, że rajcowie miasta
postanowili u niego zamówić herb miasta, który miał być umieszczony jako ozdoba
ratusza. Daniel – jak jego biblijny poprzednik – kochał zwierzęta, a szczególnie
upodobał sobie lwy, jako usposobienie mocy i potęgi królewskiej. Kiedy więc dostał zlecenie na wykonanie herbu
nie zastanawiał się długo co na nim umieścić lecz jak w swoim herbie
przedstawić siłę i nadzieję dla pogarszającej się sytuacji Gdańska. Umieścił w herbie koronę miejską, której bronią
potężne lwy. Po ukończeniu pracy rajcy
postanowili zorganizować odsłonięcie ratusza wraz z umieszczonym na nim herbem.
Jakież było zdziwienie patrzących na ów herb. Lwy, które miały swoim wzrokiem pilnować
korony miasta mają odwrócone głowy w różne strony i patrzą w przeciwnych
kierunkach. Jęk zawodu rozległ się wśród
„gawiedzi”. Zaczęto zadawać sobie pytanie „dlaczego, dlaczego właśnie w ten sposób?”. Wszystkie wątpliwości rozwiał inny sławny
kamieniarz, który zrozumiał symbolikę przedstawioną przez Daniela. Powiedział
on, że „wzrok herbowych lwów jest zwrócony ku bramom: Wyżnej i Złotej, tam
gdzie rozpoczyna się królewska droga. Wyglądają one pomocy od Rzeczpospolitej i
oczekują od niej wsparcia w trudnym dla Gdańska okresie”. Mieszczanie
zrozumieli przesłanie herbu, ale nie zrozumiała go Rzeczpospolita. Nie
przysłała pomocy i miasto dostało się pod panowanie Prus. Bardzo długo herbowe
lwy oczekiwały na pomoc. Stu lat trzeba było aby Gdańsk stał się znowu częścią
Polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz