Kiedy
wchodzi się na Dwór Artusa po prawej stronie u wejścia wisi podobno „czarci
trzon” z wmurowaną podobizną diabła. Wiąże się z nim jedna z najbardziej
romantycznych opowieści jakie krążyły i krążą
po Gdańsku. A jak historia romantyczna to na pewno o wielkiej i trudnej
miłości dwojga młodych ludzi. Dziewczyna, piękna córka bogatego kupca mogąca
mieć na każde skinienie każdego szlachetnie urodzonego młodzieńca, jak to bywa
z miłością, która nie wiadomo dlaczego wybiera właśnie tą osobę co do
której rodzice mają jakieś zastrzeżenia.
Tak było i w tej legendzie. Młodzieniec
- Wojtek - zawodu flisak i
dziewczyna – Róża - zakochują się w
sobie. Zakochany młodzieniec ciężką pracą
i zarobionymi w ten sposób pieniędzmi kupił sobie strój mieszczanina,
mógł więc poprosić o rękę córki kupca. Dziewczyna najpierw jednak proponuje mu
udział w balu na Dworze Artusa. Róża po
kilku tańcach „wpadła” w ramiona przystojnego młodzieńca nie wiedząc, że to
jest sam diabeł. Diabła rozpoznał tylko
Wojtek i pragnąc ostrzec ukochaną usłyszał „nie kracz złowieszczych słów”.
Wtedy diabeł z dziewczyną zniknęli a chłopiec zamienił się w kruka. Nie umiał
latać więc spadł do bajora w okolicy
Starego Przedmieścia. Uratowały go żaby, a sam żabi król postanowił mu pomóc.
Żabi król dowiedział się, że diabeł zamienił dziewczynę w kwiat, który trzymał w pieczarze gdzie sam
mieszkał. Wojtek niebawem udał się na ratunek ukochanej z prezentem –
usypiającym eliksirem – jaki dostał od żab. Wleciawszy do pieczary zastał
śpiącego diabła. Dla pewności jeszcze potraktował go otrzymanym eliksirem i
skoczył na twarz diabła wyrywając mu czarci trzon. Młodzi powrócili do swoich ludzkich
postaci. Ojciec Róży za uratowanie córki zgodził się na ich małżeństwo. Czarci
trzon ku przestrodze dla nierozważnych panien zawieszono w Dworze Artusa.
Widząc u wejścia ten „diabelski znak” niejednemu ze zwiedzających „ciarki”
przejdą po plecach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz